wtorek, 6 listopada 2012

Skrawek, Skrawka, ze Skrawkiem

Obok zdjęcie stolika - powód naszego milczenia i przerwy w publikowaniu postów. Wyruszamy w nowym kierunku. Najprawdopodobniej już od stycznia będziecie mogli u nas zjeść. O szczegółach i postępach informować będziemy was na bieżąco.

Szykujcie się na kolację w Skrawku. Już wkrótce!

środa, 12 września 2012

Wielka debata nad kulinarnymi showmenami.

Witamy w ten piękny, urodzinowy dla nas dzień.

Chciałyśmy zapytać się, jaki jest wasz ulubiony kulinarny bohater telewizyjny. Anthony B. ze zdjęcia, a może Robert Makłowicz?

Nie denerwuje Was, że włosy Nigelli lecą do potraw? Że Pascal mówi niewyraźnie? Że Floyd za dużo pije? Że Okrasa lekko sepleni?

Zapraszamy Was do debaty nad tym, kto i dlaczego jest najlepszy. Nie ważne, czy z Polski. Nie ważne, czy przystojny jak Pan po prawej. Ważne, by zatrzymywał Was przy odbiornikach. Nawet radiowych! (Vide Gastrofaza w Antyradiu - prowadzona (naszym zdaniem perfekcyjnie) przez Pawła Lorocha. Piszcie, oceniajcie, nie szczędźcie słów krytyki. Łakniemy waszych opinii!

poniedziałek, 10 września 2012

Catering pilnie poszukiwany

UWAGA UWAGA! 

Szukamy kontaktów do małych firm cateringowych.

Najchętniej tych wyspecjalizowanych w konkretnych kuchniach. 

Prosimy polecajcie firmy znajome i TYLKO warszawskie. 

Sprawa pilna, dziękujemy, kłaniamy się nisko. info@granicesmaku.pl

piątek, 7 września 2012

Rasowe krewety!

Krewetki, kreweteczki, krewetunie. Nasz ulubiony owoc morza! Chciałyśmy Was piątkowo zapytać, jak lubicie je jeść najbardziej. 

My mamy 2 ulubione potrawy. Jedna to wydrążone połówki avokado wypełnione krewetkami z majonezem i chili. Druga to krewetki smażone na koniaku z natką pietruszki, cytryną i ostrą papryką, które potem chrupie się ze świeżą bagietką.

Chętnie poczytamy, z czym wy je jecie!

czwartek, 6 września 2012

O tym, jak gruszka w towarzystwie pomarańczy poszły z kurą na imprezę

Dziś chcemy zaprosić Was na owocowo mięsną ucztę. Na szybko, prosto i bardzo, bardzo smacznie.

Nie będzie bardzo szybko, bo najpierw trzeba kurczaka zamarynować. Najlepiej, jeśli będą tu uda, opcjonalnie same pałki. W czym? W kawałkach obranej pomarańczy, cynamonie, kurkumie i imbirze (najlepiej świeżym). Ale uwaga! Imbiru dajcie mało. Imbir uszlachetni pomarańcze a cynamon gruszki, których nie dajecie do marynowania. Będą potrzebne dopiero do zapiekania. Do marynaty oczywiście dodatkowo sól, pieprz - tyle ile chcecie, do smaku. I podlewacie kurę olejem. Niech postoi ze 2-3 godziny i porządnie przejdzie smakiem przypraw i owoców. Jeśli to możliwe, zamarynujcie ją wieczorem i upieczcie dopiero następnego dnia.

Przed pieczeniem obłóżcie mięso kawałkami obranej gruszki. Można też posypać je w połowie pieczenia zmielonymi orzechami włoskimi. I piec tak długo, aż skórka będzie chrupiąca a owoce miękkie i soczyste (zajmuje to około 40min w porządnie nagrzanym piecu).

Z czym to się je? Z ryżem. Ale my wolimy z kaszą kus kus. No i tyle. Dziękujemy Izie za inspirację gruszką! Pozdrawiamy wszystkie Izy! Smacznego. 


środa, 5 września 2012

Zabawmy się w zgadywankę




                                           Co to jest? Do czego można użyć? Czy jedliście?


wtorek, 4 września 2012

A jak arbuz, A jak alkohol.

Zdjęcie znalezione w sieci przedstawia arbuza. Dlaczego arbuza? Bo to już ostatnia chwila, by wykorzystać arbuza wieczornie i imprezowo! Jak? Bardzo prosto i bardzo smacznie.

Czego nam potrzeba? Arbuza, wódki i całego dnia. 
W owocu wydrążamy dziurkę w miejscu, z którego odchodził pęd. Dziurkę o średnicy max 2 centymetrów. Następnie odstawiamy arbuza tak, by wyciekło z niego jak najwięcej wody/soku (odstawiamy go na około godzinę tak, by płyny spokojnie się odsączały). Następnie odwracamy otworem do góry, wstawiamy do lodówki i powoli wlewamy do niego alkohol. Po godzinie, dwóch - podejmujemy kolejną próbę. Po następnych robimy kolejne podejście. Ile przyjmie - tyle przyjmie. Wszystko zależy od owocu indywidualnie - jak bardzo był już dojrzały, ile płynu nam oddał. W szczytowej formie arbuz przyjmuje prawie całą, półlitrową butelkę. A kiedy nadejdzie wieczór arbuza kroimy na pół i szykujemy sobie łyżeczki. 

I to, drodzy państwo, jest naszym pomysłem na ten jeszcze ciepły, leniwy wtorek. Smacznego!

poniedziałek, 3 września 2012

Pierwszy jesienny...

Dziś podamy Wam przepis wrześniowy, jesienny już, na jeden z najprostszych i najsmaczniejszych kremów świata. Stopień trudności? Banał! Czas przygotowania? Od 5 do 10 minut. Wrażenia smakowe? Bezcenne!

Krem warzywny naszego pomysłu składa się z 3 podtawowych produktów: Torebki mrożonej karotki, torebki mrożonego (absolutnie nie z puszki!!!) zielonego groszku i paczki czerwonej soczewicy. Do tego cebula, czosnek, przyprawy.

Na dnie garnka, na rozgrzanej oliwie podsmażamy maleńką, posiekaną cebulę i posiekany ząbek czosnku. Następnie zalewamy wodą i wsypujemy: karotki, groszek, soczewicę.

Przyprawiamy tak: płaska łyżeczka mielonego kminku, pół łyżeczki curry, po dowolnej szczypcie: imbiru, kardamonu, gałki muszkatołowej. Do tego sól i pieprz do smaku. Jeśli jesteście amatorami ostrych smaków nie zaszkodzi okrasić zupę odrobiną ostrej papryki. My tak robimy!

Zupę przykrywamy i zostawiamy na około 20min gotującą się, pod przykryciem. Potem trzeba już tylko ją ostudzić, zmiksować i gotowe. Uwaga! Dla wymagających z zupą doskonale komponują się prażone pestki dyni lub słonecznika. Dla jeszcze bardziej wymagających nie będzie nic lepszego niż świeża bagietka skropiona oliwą do przegryzania. No i tak. Bon appetit!

piątek, 31 sierpnia 2012

Quiche? Kisz? Tarta?

Dziś opowiemy Wam o tarcie, której odmianą jest quiche. Tarta to nic innego jak rodzaj wypieku, na który składa się ciasto (kruche, francuskie, jakie chcecie) i nadzienie (może być zarówno słodkie jak i słone).

Naszą ulubioną odmianą tarty jest quiche - francuski i bardzo wytrawny. Jednak przede wszystkim - bardzo prosty.

Potrzebujemy ciasta kruchego na spód (tak, wiem, nie powinnyśmy tego pisać ale można kupić gotowe ciasto kruche, które nie odstaje od tego domowego) i bazy nadzienia - jajek, śmietany i żółtego sera. Poza tym mamy dowolność. Do masy z ubitych jaj, startego sera i odrobiny śmietany możemy dodać co tylko chcemy. Szparagi na wiosnę, szynkę i pora latem, kapustę kiszoną z grzybami zimą.

Kiedy pieczemy kisz najpierw zapiekamy spód. Przykryty papierem do pieczenia i posypany fasolą. Możemy ponakłuwać go widelcem. Podpiekamy go 5-10min tylko po to, by nie zrobił się zakalec (filling qiuchu jest bardzo ciężki). Następnie wyjmujemy i zalewamy gotową masą (na zdjęciu do bazy nadzienia dodano czerwoną cebulę i paprykę chili - po wyjęciu można posypać tartę świeżą natką).  Po zalaniu pieczemy... no właśnie. Każdy piekarnik jest inny. Quiche jest gotowy, kiedy zbrązowieje. Nie pieczmy go w nadto wysokiej temperaturze. 180stopni jest ok.

No i tyle. Popróbujcie, poeksperymentujcie. Możecie napisać nam z czym najdziwniejszym zrobiliście dotąd tarty!!! Nam udało się nawet z przegrzebkami (mniam!). Smacznego!

czwartek, 30 sierpnia 2012

Będę restauratorem!

Dziś chciałyśmy polecić Wam książkę, jaką dostałyśmy od znajomego Piotrka w prezencie zaledwie kilka dni temu. Nieprawdą jest to, co piszą na tyłówce. Nie jest to książka tylko i wyłącznie dla tych, którzy mieli lub mieć będą własną restaurację. To niemalże powieść sensacyjna o zawodzie jak każdy inny. Dlaczego możemy z pasją czytać o policjantach i złodziejach a o restauratorach już nie? :) 

Książka ta zainteresowała nas szczególnie przede wszystkim dlatego, że same przymierzamy się do własnej knajpy w 2013 roku. Nie wiemy, czy finanse pozwolą, czy akcja buttonowa ( http://allegro.pl/znaczek-button-przypinka-akcja-kolekcjonerska-i2590925983.html ) przyniesie oczekiwany ratunek. A może po prostu wygramy w lotto i w ten sposób zrealizujemy nasze marzenia

Mimo tego, że prowadzenie restauracji to chyba jedna z najcięższych profesji - mamy nadzieję oddać się tej harówce i w pocie czoła stworzyć najlepsze i najsmaczniejsze miejsce w Warszawie.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Cukier jaki? WANILIOWY!

Pokazujemy Wam Demotywator, żebyście już nigdy nie mieli problemu z tym o co pytać. Ponieważ nie będziecie musieli pytać, jeśli zrobicie to, co polecamy. A co polecamy? Cukier WANILIOWY właśnie. Ale taki home made!!!

Nie ma nic prostszego. Czego potrzebujecie? Wielkiego słoika, cukru i laski wanilli, którą musicie nakroić i włożyć w sam środek cukru. A potem już tylko miesiąca cierpliwości...

Aha. co jeszcze może Was przekonać? Cena? no to proszę. W przeliczeniu na kilogram cukier wanilinowy kupowany w małych, żółtych torebkach, kosztuje około 25-30zł. Kilogram zwykłego cukru i laska wanilii to maksymalnie 15zł. Nawet gdybyście mieli kupić nowy słój, wyjdzie was taniej;) Zatem Chałupy welcome to i nikt wam nie każe przepłacać. A taki cukier własnej roboty smakuje lepiej i (jeśli pominąć spór o dobroczynność samego cukru) na pewno zdrowiej. Smacznego! A może raczej - słodkiego!

wtorek, 3 lipca 2012

Na skróty



Jak obrać pomidora wie każdy z nas. Potrafimy ugotować jajka na twardo i wiemy, że kawa rozpuści się szybciej w gorącej wodzie. Jednak są sekrety kuchenne, o których wie niewielu z nas, a ułatwiają gotowanie, sprawiają frajdę i niezwykle umilają kulinarną codzienność. Zdradzimy wam niektóre z nich zachęcając do podejmowania prób i eksperymentowania z nimi na co dzień, lub od święta.

Lekcja pierwsza: Obieranie papryki. Uwaga! Jest proste. Paprykowa skórka przeszkadza wielu podniebieniom. A wystarczy opalić ją nad gazem lub upiec owoce na folii w piekarniku tak, aby wyraźnie się przypaliła. Skórka zejdzie sama! A jeśli nadal uparcie nie będzie chciała, można włożyć ją po upieczeniu do foliowej torebki i poczekać aż wystygnie. Wówczas na pewno się nam nie oprze.

Lekcja druga:  Jelly shooty. Niewinni imprezowi zabójcy. Czyli jak jednocześnie poczęstować gości czymś smacznym i napoić czymś konkretnym. Nic prostszego! Do kupionej galaretki w proszku dodajemy połowę potrzebnej wody, drugą zaś zastępujemy wódką. Są dwie rzeczy, o których należy pamiętać przed podaniem. Po pierwsze, dobrze je schłodzić. Po drugie uprzedzić gości o ich niezwykłej mocy.

Lekcja trzecia: Oliwa smakowa domowej roboty. Każdy z nas lubi dolać oliwy do… sałatki. Ta dobrej jakości jest droga. Jeśli do tego ma dodatki, jest jeszcze kosztowniejsza. Butelki są ładne, a ta właśnie estetyka kosztuje. Nie ma nic prostszego jak samodzielne przygotowanie ulubionego rodzaju oliwy. Z czym tylko chcecie! Nikt nie będzie Was ograniczał, jeśli macie na przykład ochotę dodawać do dań oliwę miętową. Wystarczy przelać kupioną oliwę do karafek, słoików, lub po prostu zostawić ją w firmowej butelce, a do środka wrzucić dowolny dodatek. Potem potrzeba już tylko czasu. Kilka tygodni pozwoli czosnkowi, ziołom, czy ostrej papryce przeniknąć w oleistą strukturę i wzbogacić jej smak.

Lekcja czwarta – wekowanie. Galaretki i dżemy dostępne na rynku kuszą kolorami i ciekawymi etykietami. Można dziś kupić powidła pomarańczowe z imbirem, czy wiśniowe z koniakiem. Zapominamy, że znacznie prościej i taniej jest przygotować weki samemu. Każdy owoc duszony z cukrem to dżem. Dodajemy tam co tylko chcemy: przyprawy, alkohol, łączymy owoce w dowolny sposób. Tajemnica tkwi w odpowiednim zawekowaniu. Słoiki muszą być nagrzane w piekarniku a następnie skrupulatnie zakręcone i po napełnieniu (szyjka słoika musi być nieskazitelnie czysta) odwrócone do góry dnem. Konfitury domowej roboty postoją kilka lat, będą smaczniejsze i podchodzić do nich będziemy z należnym sentymentem.

Lekcja piąta – toffi. Kiedy wpadają niezapowiedziani goście, kiedy mamy przygotowany spód do mazurka i nagle okazuje się, że nie ma już czasu, bo trzeba wyszykować się na imprezę, zrobić milion innych rzeczy – toffi zrobi się samo! Naprawdę. Wystarczy mieć w domu puszkę słodzonego skondensowanego mleka. Należy wstawić ją do gotującej się wody i pozwolić bulgotać na bardzo wolnym ogniu około 2 godzin. Następnie puszkę wystudzić, otworzyć i voila! Toffi gotowe!
Lekcja szósta – przesolone danie. Czyli co zrobić jeśli przesolimy zupę lub sos. Otóż jest na to banalny sposób. Należy wrzucić do garnka obranego ziemniaka. Wchłonie on nadmiar soli. Nie możemy liczyć na cud. Nadal będzie słone. Jednak na pewno, jeśli to tylko niewielki nadmiar, uratujemy nasze danie przed katastrofą.

Jest jeszcze wiele lekcji, które moglibyśmy Wam dać. Jednak nie wszystko na raz. Jeśli przyswoicie sobie kruczki podane powyżej, przyjdzie pora na poznanie kolejnych.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

AGREST już tuż tuż

Już za chwileczkę, już za momencik w całej Polsce dojrzeje agrest. Ba, przyjemnie skubać go z krzaka. I wszyscy wiemy, jak dobry jest agrestowy dżem. Ale czy wiemy, że agrest idealnie nadaje się jako produkt na sok do piwa? I to taki najlepszy, bo domowej roboty. 

Jak go zrobić? Banalnie. Agrest "gnieciemy" w palcach po umyciu i wrzucamy do garnka. Zalewamy wodą a następnie cukrzymy wedle uznania. Dusimy, dusimy, aż kompot zgęstnieje do odpowiedniej konsystencji. Następnie przecieramy przez bardzo drobne sitko. Lub grubsze, wyłożone gazą. Wekujemy, jeśli chcemy by postał dłużej. Jeśli nie, przelewamy do zwykłego, niewyparzonego słoika, wkładamy do lodówki i voila. Sok agrestowy pasuje piwu lepiej, niż malinowy. Naprawdę!

Mały tip na koniec - jeśli nie chcecie soku do piwa, zatrzymajcie się na etapie kompotu, dodajcie listki mięty i lód. Uzyskacie idealny napój na letnie, upalne dni. Smacznego!

poniedziałek, 4 czerwca 2012

I HAD A DREAM...

Granice Smaku, czyli kulinarny kolektyw. Gotujemy, piszemy o tym i uczymy co, jak i z czym jeść - prowadzimy tego kulinarnego bloga i odpowiadamy na pytania fanów na Facebooku. Częstujemy jedzeniem na piknikach i prowadzimy warsztaty kulinarne z dziećmi. Naszym marzeniem jest własna mała restauracja. Miejsce, gdzie każdy „feels like at home” ;), miejsce, w którym się odpoczywa, gdzie dobre jedzenie, dobra kawa, dobre wino poprawiają samopoczucie, gdzie klimat sprzyja pielęgnowaniu relacji międzyludzkich. Będzie można przysiąść tam z laptopem i w spokoju popracować, przejrzeć prasę, poczytać książkę, zagrać w szachy. Planujemy sprowadzić naszego przyjaciela - znakomitego szefa kuchni z Barcelony, aby w Warszawie przyrządzał nam późne śniadania, leniwe lunche i kolacje spożywane w gronie przyjaciół. Marzy nam się miejsce z domową atmosferą, gdzie zawsze można spotkać znajome twarze, czas płynie wolniej, a zmartwienia znikają…
 
Problem tkwi w braku funduszy. Nie mamy kapitału, który mogłybyśmy przeznaczyć na to przedsięwzięcie. Postanowiłyśmy zarobić w nietypowy sposób - z pomocą firmy Dizzy Colors, czyli Magdaleny Wróblewskiej, przygotowałyśmy buttony (przypinki), które od wtorku będzie można kupić na Allegro. Znaczek przedstawia konia smażącego człowieka na patelni. Nie jesteśmy wegetariankami, ale sprzeciwiamy się przerabianiu koni na mięso. W naszej restauracji na pewno nigdy nie podamy koniny czy foie gras – pasztetu z otłuszczonych wątróbek przymusowo dokarmianych gęsi. Zgodnie z naszymi przekonaniami, żywność wykorzystywana w kuchni pochodzić będzie tylko i wyłącznie z ekologicznych hodowli, plantacji oraz od producentów stosujących zasady sprawiedliwego handlu.
 
10% ze sprzedaży znaczków wesprze fundację TARA zajmującą się ratowaniem koni od rzeźni. Za resztę chcemy stworzyć naszą restaurację. Jeśli nam się to uda, każdy, kto kupi nasz button, będzie uhonorowany – jego imię i nazwisko znajdzie się na ścianie restauracji. Kolejny bonus to stała zniżka 10% dla osób, które przyjdą do nas z przypiętym znaczkiem.
 
Mamy nadzieję, że dzięki temu poczujecie się związani z tym miejscem. A poprzez organizowane tam wydarzenia, np. spotkania poetyckie, wystawy fotografii, rozmaite warsztaty, uda nam się wyznaczyć ważny punkt na kulturalnej mapie Warszawy.

Ze sprzedażą znaczków ruszamy 5 czerwca 2012 i prowadzimy akcję przez rok. Trudno przewidzieć, ile uda nam się zarobić. Naszym celem jest restauracja, ale zdajemy sobie sprawę z wysokich kosztów jej urządzenia. Niezależnie od wyniku akcji, cały zarobek przeznaczymy na kulinarną działalność (mniejszego lub większego formatu), bo kochamy dzielić się naszą pasją i nie zmierzamy przestać.


Ps. Nasze wydarzenie dostępne jest tu: http://www.facebook.com/events/322471911160598/

wtorek, 15 maja 2012

GRUSZKA MIŁOŚCI


Koreański Artysta, Yeonju Sung, stworzył serię projektów zatytułowaną Wearable Foods. Zdjęcie, które widzicie, przedstawia jedną z jego prac. Wiecie już z czego zrobiona jest sukienka? Tak, to bakłażan. Jedno z najwspanialszych warzyw, którego smak uszlachetnia kuchnię niejednego kontynentu. 

Psianka podłużna, bo tak brzmi prawidłowa nazwa bakłażana, uważana jest za jeden z najskuteczniejszych afrodyzjaków. W tropikalnych klimatach hodowane są różnorakie odmiany oberżyny. W Polsce poznać się dała jeszcze jako „złote jajka” - sprzedawana jako roślina doniczkowa ozdobna, często mylona z papryką. 

Oberżyna ma nawet swoje święto – Święto Bakmana, obchodzone 10 marca. Tego dnia spożywa się wyłącznie bakłażany – najlepiej nadziewane mięsem. I to właśnie jeden z dwóch przepisów, jakie chciałybyśmy Wam dzisiaj zaprezentować.


Bakłażany nadziewane:

Mięso mielone wieprzowo – wołowe należy podsmażyć na patelni z solą, pieprzem i oregano. Niech będzie jeszcze surowawe. Następnie trzeba dodać to niego przesmażoną cebulę z czosnkiem i  świeży, zielony groszek (mrożony jest całorocznie dostępny, wystrzegajcie się raczej tego z puszki). Oberżynę kroicie na pół, wydrążacie, skrapiacie sosem sojowym i nadziewacie mieszanką mięsa i warzyw. Wkładacie do piekarnika na około 30min. Na sam koniec na bakłażany połóżcie cienkie plastry mozarelli i zapieczcie raz jeszcze. Do tak przygotowanych psianek, najlepszy jest sos jogurtowy z dodatkiem świeżej kolendry.

Bakłażany w cieście:

Oberżynę kroimy w grubą kostkę, solimy i odstawiamy na bok. Posolona odda gorzki sok. W tym czasie należy przygotować ciasto piwne z jasnego piwa, mąki i jajka. Ciasto solimy, pieprzymy i dodajemy do niego łyżeczkę cukru. Kostki odsączonego już bakłażana zanurzamy w nim i smażymy na głębokim oleju. Jeżeli lubicie ziarna sezamu, również można dodać je do ciasta. Ładnie skomponują się z sosem, jaki przygotujecie. A dip do tego dania jest prosty, jednak wymaga zrobienia dzień wcześniej. Składają się na niego jedynie 2 rzeczy -  ciemny sos sojowy i drobno posiekany czosnek. 

Smacznego!

czwartek, 26 kwietnia 2012

LATO Lato, lato czeka...


Ciepło, coraz cieplej. Drzewa kwitną, robi się wiosennie i owocowo. I właśnie owocowo chcemy Wam dziś umilić dzień. Bo nie ma nic przyjemniejszego niż soczysta kolacja, podana z dobrym sosem w towarzystwie szprycera z białego wina. 

Proponujemy Wam sałatkę owocową na bazie pomarańczy lub mandarynek (co wolicie). Do tego truskawki (na mokotowskim bazarku kupiłyśmy kilogram za 8 zł) lub mango lub gruszki. Co tylko chcecie, co macie pod ręką.  (Możemy podpowiedzieć Wam, że pomarańcze z truskawkami stanowią tu połączenie idealne). Tajemnicę dania i tak stanowi w gruncie rzeczy sos, który się do niego sporządza. A mianowicie;

Mieszacie w kubku: posiekaną miętę, garść rodzynek (albo suszonej żurawiny), łyżkę miodu i pół łyżeczki cynamonu. Do tego dodajecie odrobinę oleju palmowego. I voila!  

Plus napój idealny - woda mineralna pół na pół z białym winem wraz z kostkami lodu. I dobra książka. I dobre towarzystwo. Smacznego!

środa, 18 kwietnia 2012

Egg nog, czyli wiosenna rozgrzewka

Dziś chcemy, byście rozgrzali się i nasycili. Mówi się, że na dobry sen trzeba napić się ciepłego mleka. My uważamy, że znacznie lepszy będzie egg nog. Oczywiście również na ciepło, oczywiście również z mlekiem. 

Czym jest Egg nog? Niczym innym jak rodzimym koglem moglem (żółtka utarte z cukrem) z dodatkiem mleka i... rumu!  Napój ten pochodzi ze Stanów i Kanady, jednak rozgrzewa tak samo na całym świecie. A marną mamy w tym roku wiosnę, w sam raz by go pić! Egg nog teoretycznie wywodzi się z Anglii, jednak tam podawany jest jako flip, zaś jego rumowa odmiana zakorzeniła się raczej w USA. 

Uszlachetnić możecie Egg nog na wiele sposobów; dodając szczyptę gałki muszkatołowej, zastępując część cukru zwykłego - waniliowym, doprawiając go cynamonem. Konsystencja (a tym samym proporcje) i poziom słodkości zależy już tylko od Was. 

Jak przygotować egg nog? Najpierw, tradycyjnie, ucieramy żółtka z cukrem. W garnuszku gotujemy mleko z przyprawami. I łączymy. Ale uwaga! Baaaardzo powoli, by masa nie zważyła się. Stopniowo, nadal mieszając (ubijając). Połączone składniki przelewamy do garnka i podgrzewamy (nie gotujemy!) Następnie dolewamy rum. I voila! Gotowe. 

* Na zdjęciu gotowy już, sklepowy Egg nog, jaki spotkać można w USA, czy Kanadzie.


czwartek, 12 kwietnia 2012

KONKURS! Konkurs z nagrodami!


Mamy dla Was konkurs z nagrodami. Konkurs na NAJZABAWNIEJSZE ZDJĘCIE Z JEDZENIEM. Może to być to zabawne danie lub fotografia z udziałem kucharza/konsumenta. 

Regulamin jest prosty – Wy wysyłacie nam zdjęcie swojego autorstwa, my wybieramy dwa najlepsze i przyznajemy im nagrody odpowiednio za pierwsze i drugie miejsce. Nagrodami w konkursie są granitowe deski do krojenia ufundowane przez firmę Karier. (www.karier.pl)

Zdjęcia należy nadsyłać do końca kwietnia na adres info@granicesmaku.pl
 
Zastrzegamy sobie również prawo do opublikowania fotografii na naszym blogu.

środa, 11 kwietnia 2012

Marchewradża!


Garam masala to jedna z naszych ulubionych mieszanek. W dosłownym tłumaczeniu z języka hindi mieszanka ta określona jest jako „gorąca”. Aby ją przygotować należy przyprawy uprażyć, a dopiero potem połączyć i zmielić. Jej przygotowanie jest procesem niemalże mistycznym. Nieodstępnie jej elementy stanowią; kmin rzymski, kolendra, czarny pieprz, kardamon, gałka muszkatołowa (jedyna przyprawa, której się nie praży), liście laurowe, cynamon, goździki, chili. I to właśnie garam masala nadaje unikatowy smak plackom marchewkowym, które dziś chcemy Wam zaproponować.

Przygotujcie sobie do nich dipy: jeden delikatny – jogurt naturalny lekko posolony, popieprzony, doprawiony zgodnie z Waszym gustem świeżą miętą lub kolendrą. Drugi pikantny – z czerwonej cebuli, pomidorów i świeżego chili.

Do ciasta na placki dodajemy: 4 jajka, mąkę z bułką tartą (po pół kubka), mleko z wodą (łącznie kubek), drobno posiekaną cebulę, duuużo startej marchwi (najlepiej na grubszej tarce) i przede wszystkim – kilka łyżeczek garam masali. Dodatkowo należy ciasto: posolić, popieprzyć i można, ale nie trzeba, doprawić curry (co osobiście polecamy!). Najważniejsze, by to właśnie marchewka stanowiła główną część ciasta, by było jej znacznie więcej niż pozostałych składników, które mają za zadanie jedynie ją skleić.

Placki smaży się na głębszym tłuszczu, formując niezgrabne „kotleciki”, z których wystawać powinny pojedyncze, marchewkowe wiórki (w ramach małej podpowiedzi możemy zdradzić Wam, że w sklepach dostępna jest gotowa, starta marchewka idealna do naszego dania, ponieważ utarta jest w niemalże kilkucentymetrowe włoski, dające spektakularny efekt przy kształtowaniu placków).

Placki marchewkowe można jeść na ciepło lub na zimno. Są dobre przez kilka dni (dipy zachowają świeżość jedynie przez 24 godziny). Strasznie je polecamy! Są, dodajmy nieskromnie. GE-NIAL-NE!

wtorek, 10 kwietnia 2012

ELIKSIR CZYSTOŚCI


Niczym znachorki, w ten słoneczny, poświąteczny dzień, proponujemy Wam magiczną miksturę, która oczyści Wasze przesycone ciała.  Do pełnego oczyszczenia przydałby się jeszcze brak wiadomości i wyłączony telefon, jednak pełnia zależy już tylko od was.

Aby sporządzić nasz czarodziejski koktajl, według pilnie strzeżonej receptury, którą dziś Wam zdradzamy, należy przygotować następujące składniki;

Po pierwsze ANANAS – przepyszny. Soczysty i o niebo lepszy, jeśli świeży. Poziom trudności obierania? 10. Ale tak naprawdę wystarczy bardzo ostry nóż i mocna ręka. Z ananasem obchodzimy się jak z gyrosem. Po odcięciu góry i dołu należy go „ścinać” pionowo aż dobierzemy się do miąższu.

Po drugie GREJPFRUT. Citrus paradisi. Gorzkawy a jednak wybitnie zdrowy. I choć składa się głównie z wody, zawiera dużą ilość witamin! Grapefruit to krzepki mieszaniec dwóch pomarańczy (chińskiej z olbrzymią), który zadomowiony został na Barbadosie. Owoc ten pochodzi z Azji, gdzie uznaje się go za niejadalny (sic!).

Po trzecie AWOKADO. Smaczliwka z wawrzynowatych. Jej miąższ stanowi bazę guacamole, jednak nam potrzebny będzie również do oczyszczenia. Awokado powinno nazywać się „zdrowym masłem”, ponieważ zawiera ogromną ilość nienasyconych tłuszczów bardzo potrzebnych człowiekowi. Dodatkowo owoc ten poprawia wygląd skóry! (Stosowany w kosmetyce pomaga również, jeśli jest jedynie konsumowany).

Za „przyprawy” posłużą nam: kilka winogron, sok z limonki oraz 2-3 śliwki suszone.

Wszystko to należy starannie zmiksować i wypić. Jeśli uznacie, że koktajl jest zbyt gęsty, możecie dodać odrobinę wody źródlanej. Jeśli uznacie, że należy go posłodzić, dodajcie cukru, ale nie przyznawajcie się nam do tego. Po kilku dniach picia tej mikstury odkryjecie, jak bardzo Wasze ciało jest kontente!

sobota, 7 kwietnia 2012

Jajko, Jajka, z Jajkiem

















Milkniemy na te 3 dni. Kolejne posty od wtorku.
I zgodnie z tradycją życzymy Wam Wesołego Jajka!

 Świątecznie, Brzechwa dla Was:

"Jajko"

Było sobie raz jajko mądrzejsze od kury.
Kura wyłazi ze skóry,
Prosi, błada, namawia: "Bądź głupsze!"
Lecz co można poradzić, kiedy ktoś się uprze?

Kura martwi się bardzo i nad jajkiem gdacze,
A ono powiada, że jest kacze.

Kura prosi serdecznie i szczerze:
"Nie trzęś się, bo będziesz nieświeże."
A ono właśnie się trzęsie
I mówi, że jest gęsie.

Kura do niego zwraca się z nauką,
Że jajka łatwo się tłuką,
A ono powiada, że to bajka,
Bo w wapnie trzyma się jajka.

Kura czule namawia: "Chodź, to cię wysiedzę."
A ono ucieka za miedzę,
Kładzie się na grządkę pustą
I oświadcza, że będzie kapustą.

Kura powiada: "Nie chodź na ulicę,
Bo zrobią z ciebie jajecznicę."
A jajko na to najbezczelniej:
"Na ulicy nie ma patelni."

Kura mówi: "Ostrożnie! To gorąca woda!"
A jajko na to: "Zimna woda! Szkoda!"
Wskoczyło do ukropu z miną bardzo hardą
I ugotowało się na twardo.

wtorek, 3 kwietnia 2012

NAJSMACZNIEJSZY OWOC MORZA


Z 2500 gatunków krewetek wybieramy te, które lubimy najbardziej. Byle nie bałtyckie liliputy, używane jedynie jako przynęta. Nimi się nie najecie. Najlepsze będą zawsze te świeże (dostawy świeżych owoców morza w Polsce przypadają na czwartki), nie mrożone. Krewetki zwierają znikome ilości tłuszczu a ich mięso jest zdrowe i wyjątkowo smaczne. 

Nasz przepis jest prosty zaś jego realizacja zajmuje niewiele czasu. 

Musicie rozpuścić masło na patelni, wrzucić drobno posiekany czosnek, wrzucić krewetki, posolić, skropić sokiem z cytryny. Podlać koniakiem lub winem (na pełną patelnię krewetek kieliszek lub dwa półsłodkiego wina). Zredukować sos. Dodać świeżą, drobno pokrojoną papryczkę chili i posypać obficie pietruszką. Zdjąć z ognia.

Podawać po 6 rozłożonych promieniście krewetek polanych sosem. Do tego grzanki z bułki skropione olejem palmowym. I kieliszek białego wina. I smacznego!

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Czeko, czeko, CZEKOLADOWIEC z koniakiem

Miała być wiosna, a jest jesień. Zimno i gradowo. I wieje. Dlatego właśnie, na poprawę humoru, proponujemy Wam dziś CIASTO CZEKOLADOWE. Słodkie i kakaowe. Polane dodatkową czekoladą i posypane kolejną. Warto mieć w domu lody waniliowe, które położone obok ciasta, jeszcze ciepłego, rozpuszczą się i uszlachetnią jego smak.

Do miski wbijamy 3 żółtka. Ucieramy je z niecałym kubkiem cukru. Następnie dodajemy pół szklanki oleju i około pół szklanki mleka. Dosypujemy: kubek mąki, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, 6 czubatych łyżeczek kakao. Do tego 2-3 łyżki płynnego miodu. Wszystko to miksujemy starannie.

Z 3 pozostałych białek ubijamy pianę i powoli dodajemy do ciasta delikatnie mieszając drewnianą łyżką. Ciasto powinno być lekko piankowe o konsystencji gęstego sosu. Takie właśnie przelewamy do foremki (uprzednio wysmarowanej margaryną i wysypanej drobno startą bułką tartą). Czekoladowiec piecze się około 40min. Sprawdzajcie wykałaczką, być może dojdzie szybciej.

Kiedy wyjmiecie ciasto z piekarnika, rozpuśćcie w rondelku tabliczkę mlecznej czekolady (najlepiej z łyżką koniaku) powoli mieszając i polejcie nią Czekoladowiec. Potem wybierzcie ulubioną czekoladę i zetrzyjcie ją na tarce - wiórkami należy posypać ciasto z wierzchu, pokrywając płynną czekoladę z koniakiem.

Niewystudzone jeszcze ciasto kroimy i podajemy z kulką lodów waniliowych. By było ładniej, talerz udekorować można listkami świeżej mięty, z którą, jeśli lubicie, doskonale skomponują się pistacje. Jeśli nie dodaliście koniaku do czekolady, lody polać można dodatkowo adwokatem, rezygnując z mięty i pistacji. SMACZNEGO!

piątek, 30 marca 2012

KRÓTKA BAJKA O RESTAURACJI

Dawno, dawno temu, za Odrą, za Renem, nad samą Sekwaną, mieszkał sobie pan Boulanger. Ów paryżanin potrafił przygotować przepyszny bulion. Rosół był tak dobry, tak chwalony przez gości, że Boulanger postanowił go sprzedawać. W tym celu otworzył lokal z małymi stolikami, co odróżniało go od istniejących dotychczas topornych tawern. Z czasem liczba zup wzrosła, a dania zaczęto serwować a la carte.

 Nasz bohater, przekonany o swoim talencie, umieścił nad zakładem napis „venite ad me vos, qui stomacho laboratis et ego restaurabo vos” (przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście głodni, a ja was nakarmię). Z czasem słowo „restaurabo” przekształcono w „restaurant” i wszystko skończyłoby sie dobrze, gdyby nie Antoine Beauvilliers, który „odebrał” Boulangerowi tytuł Pierwszego Restauratora, zakładając w 1782 roku pierwszą, oficjalną restaurację - La Grande Taverne de Londres.

32 lata później ten sam Beauvilliers napisał, uważaną po dziś dzień za „biblię kucharską”, książkę L’Art du cuisinier. Koniec.

czwartek, 29 marca 2012

MAZUREK dla bardzo leniwych

Mazurek, który Wam dziś proponujemy jest banalnie prosty i nadzwyczaj smaczny. Żeby go zrobić (nie, nie upiec;)) potrzebujecie 1-2 puszki mleka skondensowanego słodzonego (!), spodu ciasta kruchego (możecie kupić gotowe ciasto, możecie kupić gotowy spód, już upieczony) i migdałów. Migdały możecie nabyć obrane. A jeśli się nie uda, wystarczy że sparzycie je wrzątkiem - skórki same się ześlizgną!

Ciasto zalane będzie pysznym, słodkim, krówkowym toffi! Jak je zrobić? Otóż wystarczy wstawić puszkę mleka do gotującej się wody i pozwolić jej bulgotać na bardzo wolnym ogniu około 2 godzin. Następnie puszkę wystudzić, otworzyć i voila! Gotową masą należy zalać upieczony spód z kruchego ciasta, a następnie ułożyć na nim obrane migdały. Możecie ułożyć kształt baranka, możecie napisać "Wesołego Jaja" a nawet "Miłego czwartku", jeśli zrobicie go już dziś nie czekając na święta!

Ciekawostkę stanowi fakt, że nikt tak naprawdę nie wie, skąd wzięła się nazwa MAZUREK. Najprawdopodobniej chodzi o jego pochodzenie - Mazowsze - i dalej, od słowa Mazur, jak dawniej określano mieszkańców tego właśnie regionu geograficznego.

Ta tradycyjna potrawa wielkanocna wywodzi się z kuchni polskiej. Jest niczym innym jak plackiem z ciasta kruchego lub marcepanowego (ostatecznie biszkoptowego) z dodatkiem bakalii. Zazwyczaj lukrowane, jednak naszym zdaniem to jedna z tych tradycji od których swobodnie można odejść. Toffi rządzi! 

wtorek, 27 marca 2012

CUMBERLAND – świąteczny i wcale nie taki angielski


 

Zbliżają się święta, więc chcemy przedstawić Wam jeden z najwspanialszych sosów do zimnych mięs. Cumberland, bo o nim mowa, pochodzi z Wiednia (Nie! Nie jest sosem brytyjskim!)

Niezmienną bazę sosu stanowi galaretka z czerwonej porzeczki, czerwone wino i miąższ pomarańczy. Poza tym świat dodaje do niego różności; imbir, musztardę, chrzan, limonkę, cukier, etc.

Nasz przepis wydaje się być najsmaczniejszy i idealnie komponujący się z wędlinami serwowanymi na wielkanocnym stole (pasztety, domowej roboty; schab, szynka, polędwica).



Cumberland firmowany przez GS to; 

- galaretka z czerwonej porzeczki, 
- miąższ dojrzałej pomarańczy, 
- kilka łyżek czerwonego wytrawnego wina
- kilka łyżek świeżo startego chrzanu. 

(Jeśli wino wytrawne zastąpicie półsłodkim należy skropić sos sokiem z cytryny). 


 I voila! A raczej: GUTEN APPETIT!

niedziela, 25 marca 2012

ORZECHOWY MARCHEWKOWIEC

Nie ma nic pyszniejszego i przyjemniejszego od marchewkowego ciasta z naszego przepisu, jedzonego powoli, popijanego kawą, okraszonego dobrą książką. 

Nasz placek jest prosty w przygotowaniu, jest niebem w gębie i nie ma mowy, żeby nie wyszedł. Oto jak należy postąpić: 
Do większej miski wbijamy 4 żółtka, do mniejszej oddzielone od nich białka. Do żółtek dodajemy: pół kubka oleju, kubek mąki, kubek cukru, 2 łyżeczki proszku do pieczenia i mleko (tyle, ile przyjmie ciasto by osiągnąć konsystencję rzadkiego, domowego majonezu). Wszystko to dokładnie miksujemy aż ciasto się zapowietrzy (zacznie puszczać bąble z dna). 

Myjemy mikser, ubijamy pianę z białek. Mikser zamieniamy na drewnianą łyżkę, którą bardzo delikatnie mieszając łączymy ciasto z pianą, dodając dwie starte drobno marchewki i posiekane (dowolnie) orzechy włoskie. Ciasto przelewamy do naczynia (wysmarowanego margaryną, oprószonego bułką tartą) i wkładamy do nagrzanego do 200stopni piekarnika. Pieczemy do suchości wkładanej wykałaczki (około 30-40min). Po wyjęciu posypujemy kakaem. 

Orzechowiec marchewkowy, iście wiewiórczy, postoi nawet do kilku dni. I im bardziej będzie wilgotny, tym lepszy! Smacznego! 

czwartek, 22 marca 2012

JAK WĘŻYMORD ZOSTAŁ OPOZYCJĄ SZPARAGA

Tytułowy wężymord, inaczej zwany skorzonerą, to (z niezrozumiałych i nieznanych powodów) mało znane warzywo, które zaczyna być dostępne wszędzie. Choć przypomina szparagi, w rzeczywistości różni się dwojako. Po pierwsze, jest bardzo sycące. Po drugie mniej delikatne w smaku, przez co jest daniem bardziej obiadowym, niż przystawkowo-dodatkowym. Ponadto  zawiera całą masę witamin i minerałów oraz jest perfekcyjne dla diabetyków (ze względu na wysoką zawartość fruktozy)!


Przygotowanie skorzonery do konsumpcji jest proste. Trzeba ją obrać i ugotować w wodzie z dodatkiem soli i cytryny (lub kwasku cytrynowego, octu jabłkowego). Następnie można przyrządzać ją na wiele sposobów. Wężymord doskonale komponuje się z orzechami, także jest idealnym składnikiem sałatek. Nienagannie zastępuje wszelkie dodatki do mięs – posypany natką, polany sosem śmietanowym - można podawać jako dodatek wykluczając tym samym ziemniaki wraz z surówkami.
Skorzonera smakuje dobrze również z sosem beszamelowym lub z owocami. Rzymianie nazywali ją „jesiennymi szparagami”, ponieważ można ją jeść od wiosny do bardzo późnej jesieni. Dodatkowo wierzyli, że należy do roślin Słońca i ma właściwości uzdrawiające. Współcześnie również mówi się o tym, że wzmacnia system immunologiczny. Pamiętajcie więc, by obierać ją cienko (lub jedynie skrobać), gdyż to właśnie pod samą skórką znajduje się całe jej witaminowo mineralne bogactwo.

poniedziałek, 19 marca 2012

PROSZĘ PAŃSTWA, OTO CZUSZKA

Maleńka papryczka o niezwykłej mocy. Chciałybyśmy zaproponować Wam dodanie kilku suszonych czuszek do butelki oliwy z oliwek, wraz z kilkoma ząbkami czosnku i kilkoma liśćmi bazylii, o której pisałyśmy wczoraj. Oliwa taka powinna postać miesiąc, zanim gotowa będzie do doprawiania i dekorowania. Jeśli męczy Was gorycz oliwek, możecie użyć oliwy z pestek winogron a nawet zwykłego oleju. Byle tylko nadać mocy i smaku!

niedziela, 18 marca 2012

NASZA PRZYJACIÓŁKA - BAZYLIA

Hodowla bazylii jest prosta, a uprawiać ją można w każdym domu. Wystarczy doniczka z ziemią oraz słoneczny parapet. Dziś podajemy Wam dwa proste bazyliowe przepisy na każdą okazję:

- Sos bazyliowy (wytrzyma kilka tygodni w lodówce, także możecie zrobić potężny słój) – to drobno pokrojona bazylia, posiekany czosnek, oliwa z oliwek i kilka listków świeżej mięty. Do tego sosu, już bezpośrednio przed podaniem z makaronem, należy dodać dowolne orzechy (piniowe, włoskie, posiekane laskowe) i ser pleśniowy. Mile widziany jest również szpinak, usmażony wcześniej na patelni z szalotką i czosnkiem. To domowej roboty „Pesto” jest idealnym dodatkiem do każdego rodzaju makaronu. Sama baza sosu bazyliowego (ta przygotowywana w słoiku) jest wyśmienitym dipem, jeśli zachowa się odpowiednią gęstość. 

- Pomidory zapiekane z bazylią to proste i smaczne, a przede wszystkim lekkie danie. Pokrojone w poprzek pomidory układamy na blasze do pieczenia i obficie obkładamy bazylią. Lekko solimy je, pieprzymy i posypujemy szczyptą cukru. Na każdą połówkę pomidora kładziemy również 2-3 plasterki czosnku. Tak przygotowane owoce pieczemy 30min w nagrzanym do 180stopni piekarniku. Przed podaniem posypać je można pokruszonym serem feta i koniecznie udekorować świeżymi listkami bazylii!

piątek, 9 marca 2012

PIECZARKI FASZEROWANE POMIDORAMI I MASCARPONE

Ten kto twierdzi, że mascarpone to jedynie tiramisu, bardzo się myli. Pieczarki też lubią ser. Farsz? Dwa-trzy duże, posiekane w drobna kostkę pomidory, oliwa z chili, 1 jajko, 250g sera mascarpone. Do tego posiekany szczypiorek, pieprz czarny (sporo!), 2 łyżeczki cukru, sól. Na dno, w każdy kapelusz - łyżeczka sosu sojowego ciemnego. Pieczarki wkładamy do pieca na folię posypaną bułką tartą i pieczemy około 30min w nagrzanym do 180stopni piekarniku. Smacznego!

poniedziałek, 5 marca 2012

AKOMPANIAMENT KUCHENNY

     Nie istnieje kodeks, mówiący co należałoby spożywać do konkretnej muzyki. Jednak czy działoby się, gdyby powstał? Na jakie potrawy bylibyśmy skazani słuchając jazzu, na jakie rapu. Czy gust wielbicieli konkretnego gatunku przekłada się na ich gust kulinarny? Czy w sposób kompatybilny należałoby połączyć proces odsłuchu z procesem konsumpcji? Nie sądzę. A jednak bawiąc się w skojarzenia doszlibyśmy do ciekawych wniosków.
     Jeżeli muzyka odzwierciedla smak,to czy słuchając klasycznej, powinno się zajadać schabowego z kartoflami, bo też jest klasycznym smakiem rodzimej kuchni polskiej? Idąc dalej tym tropem powinno się spożywać krwiste steki do metalu, zestaw eklektycznych przekąsek do jazzu, hamburgery do rapu, „fish and chips” słuchając britpopu. A przecież nie wszystkim taki zestaw pasuje.
     Powinno się opracować coś bardziej dowolnego szkicując jedynie przestronne ramy kulinarne dla określonych gatunków muzycznych, bo taki krwisty stek (koniecznie z zielonym pieprzem) niektórym pasować może bardziej do krwistej arii operowej
     Stworzyłam zatem prostą instrukcję kuchennej obsługi muzyki otwierając jedynie furtkę do dalszych eksperymentów bazując na pięciu dowolnych gatunkach:
1. Jazz wywodzi się z Nowego Orleanu, swoje korzenie ma w Afryce i tendencyjnie improwizuje. Zatem improwizujmy w kuchni! Na plaster szynki śmiało, zamiast pomidora, połóżmy plaster brzoskwini czy kiwi. Nie bójmy się dodać czekolady do sosu (do mięs!), pieprzu do deseru. Pamiętając że eklektyzm w kuchni doprowadzić nas może do poznania bezimiennych wcześniej, wybornych smaków.
2. Cechą rocka jest zespołowość, gitary i mocne brzmienia znajdujące początki w bluesie,w jazzie. Tak więc gotujmy razem! Spotkania ze znajomymi podczas których (przy radosnych dźwiękach rocka i wesołym akompaniamencie wina) wspólnie można gotować. Np. nauczyć się robić sushi. Albo przygotować dziesięć dowolnych składników i zobaczyć co każdy z gości z nich wykona. Wbrew pozorom, zabawa może być przednia.
3. Rap to melorecytacja. Rytmiczna, konkretna. Odkryjmy także konkretne smaki. Jeśli słodko, to bardzo słodko (zmieszajmy lody z najsłodszymi ciastkami jakie macie i podając, polejcie jeszcze czekoladą). Nie bójmy się mocnych smaków, wydobywających to, co najlepsze z jedzenia.
4. Jamajka to reggae. Jamajka to bogactwo przypraw i owoców. To kozie mięso, limonkii karaibskie smaki. To, co my nazwalibyśmy eklektyzmem i egzotyką, dla nich stanowi jedynie bazę. Spróbujcie kurczaka w kokosach, upieczcie bataty, koniecznie poeksperymentujciez rumem łącząc go z innymi składnikami zarówno w szklankach, jak i w garnku.
5. Muzyka country, jeśli o skojarzenia chodzi, nachalnie oferuje jedynie kurczaki. Ale przecież właśnie z nich powstają najlepsze przekąski. Paseczki piersi kurzej panierować można i piec/smażyć zarówno w jajku i bułce tartej, jak i w; orzechach, płatkach owsianych, pokruszonych krakersach czy chrupkach kukurydzianych odkrywając przy tym potęgę dowolności podczas kuchennych zmagań.
     Jeżeli więc zamknęliśmy się na niektóre gatunki muzyczne, pozostawmy otwarta bramę do tych kuchennych zakładając, że wiele można w nich zmienić, zaimprowizować. Że podobnie jak muzyka nie jest jedynie zagłuszaniem ciszy, tak samo jedzenie nie służy tylko zaspokojeniu głodu. Jedno i drugie to przede wszystkim potrzeba doznań.