wtorek, 5 listopada 2013

DOMOWE kostki rosołowe



Dziś trochę o Marco Pierre White, trochę o kostkach rosołowych i trochę o innych kostkach. 

Zaczniemy od Marco, którego osobiście cenię, uwielbiam i szanuję. I nie podoba mi się nagonka jaką na niego zrobiono tylko dlatego, że wziął udział w reklamie kostek rosołowych. Zaskakujący jest fakt, że kiedy Magda Gessler wciska nam w każdym programie „świetne gumy Orbit” i nachalnie reklamuje „tańszą energię” – nikt nic nie mówi. Powinno się umiejętnie oddzielić kucharza od człowieka, który na skraju bankructwa chciał po prostu zarobić. No i tyle. Aha, niech każdy z nas uczciwie przed sobą przyzna się czy używa od czasu do czasu kostek rosołowych. Bo one same, cóż, nie mają w sobie nic wartościowego ale i nie szkodzą. Oczywiście mamy „syndrom kuchni chińskiej” (bóle głowy po glutaminianie sodu) ale żeby go dostać musielibyśmy zjeść kilka obiadów pod rząd a i tak nie udowodniono, że to właśnie od glutaminianu. Mniejsza z tym.

O czym chcę napisać? O tym, że kostki rosołowe możemy przygotować samodzielnie. I mieć do nich tańszy i łatwiejszy dostęp w każdym momencie, w którym postanowimy ich użyć. Jak? Banalnie prosto. Gotujemy taki rosół, jakiego koncentrat chcielibyśmy mieć w kostkach. Wielki gar pełen warzyw, mięs i przypraw. I redukujemy go tak, aby był skoncentrowany, gęsty i aromatyczny. Lekko przesalamy, dodajemy zbyt wiele jak na zwykłą zupę – liści laurowych, odpadków wołowych – i kiedy jest już skoncentrowany i „sosowaty” przelewamy go do pojemników na lód. I mamy. 

Ale to, co zrobiliśmy, zrobić możemy nie tylko z rosołem. Latem możemy zamrozić w lodzie świeże zioła na zimę by dorzucać je do zup (już na talerzu), czy np. miętę – do drinków. Możemy mrozić w wodzie/soku kawałki owoców i kwiatów jadalnych by pięknie dekorowały nam napoje dla najmłodszych na wszelkich urodzinowych imprezach. Możemy zamrozić colę i kostki z niej wrzucać do whisky. Itede, itepe. 

Na sam koniec  dodam jeszcze, wracając do Pierre White’a, jak bardzo ubawił mnie jego udział w ostatnim odcinku polskiej (coraz słabszej) edycji Master Chef. Jak piękne  były wredne docinki, którymi częstował uczestników polskiej edycji a oni albo nie zauważali złośliwości, albo wręcz brali ją za komplement. To się nazywa talent! Okołokulinarny co prawda, ale zawsze. 

Smacznego!

2 komentarze:

  1. Porównywanie MPW i Gessler jest nie trafione bo ona nie reklamuje wprost niczego oprócz preparatu na wzdęcia. Ona nie ma wpływu na lokowanie produktu w programie tv. I osobiście nie postrzegam jej jako kucharza i kucharskiego guru- bardziej wizjonerkę, biznesłumen mającą swoje 5 minut w biednym kraju jakim jest PL. MPW ma reklamy na cały świat.

    MPW na skraju bankructwa? skąd masz takie info? Smutne, że każdego można kupić i autorytet, guru przedkłada kasę nad szacunek.
    Trzy dla przeciętnego ogladacza tv, MPW to jakiś facet w reklamie, a nie sławny kucharz.

    Pozdr:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Informacje o bankructwie? Z jakiejś internetowej biografii. Być może napisanej przez kogoś kto nie wiedział o czym pisze. Nie mam możliwości weryfikacji.
    Dwa - nie wierzę, że M. Gessler jako gwiazda Rewolucji nie ma wpływu na to, co jest tam reklamowane. Jakby tupnęła nogą i powiedziała, że wstyd jej reklamować energię elektryczną w tak chamski sposób - nie reklamowaliby jej. Problem w tym, że i za to otrzymuje ona dodatkową kasę.
    Poza tym wydaje mi się, że każdy, kto interesuje się kuchnią przynajmniej w stopniu minimalnym doskonale zna nazwiska takie jak MPW, Bourdain, etc.

    Pzdr

    OdpowiedzUsuń