Mamoooo nie będę tego jadł. Mamooo to jest ohydne. Ble, zaraz się
porzygam. Nie chcę! Nie będę! Zabierz to z mojego talerza! Zjem tylko
frytki! - Skąd to znamy? Z autopsji.
Są dzieci, które zjedzą wszystko.
Są dzieci, które nie zjedzą nic. Postaramy się dziś pokazać Wam kilka
rzeczy, które mogą (ale nie muszą) zachęcić najmłodszych do spożywania
bardziej urozmaiconych posiłków. Proszę bardzo:
Po pierwsze placki, w których wszystko da się przemycić, jeśli. np. to zmiksujemy. Czyli dzieci jedzą warzywa. Do mąki z bułką tartą, jajek, mleka i przypraw dodajemy co do tylko chcemy. Posiekaną paprykę, startą marchew, kiełki, natkę pietruszki. Im drobniej - tym mniej będą widoczne. Ba! Można nawet zetrzeć buraki i podać "magiczne czerwone placki pełne extra mocy".
Po drugie wspólne robienie ciasta: kubek mąki, kubek cukru, 4 jajka, pół szklanki: oleju i wody gazowanej. A do tego co tylko maluch zechce. Jabłka? Proszę bardzo. Kakao? Jak najbardziej. A może pewnym razem skusi się na magiczną żurawinę, od której "szybciej się rośnie"? Metodą prób i błędów przygotowujmy razem z dzieckiem ciasto, które wyjątkowo zjeść będzie mogło na kolację razem z kubkiem ciepłego mleka (nie, nie musi być krowie. Krowie wcale nie jest takie zdrowe. Ale możemy zmiksować je z owocami tworząc kolejny bajkowy napój).
Po trzecie kluski. Dzieci lubią kluski. Gorzej z sosami, prawda? Ten pomidorowy nie zawsze jest taki super. Ale przecież nie musimy robić czerwonego spaghetti. Możemy zrobić żółte z żółtych pomidorów, pomarańczowe z dyni albo zielone - z zielonych ogórków i cukinii.
Po czwarte mięso. Jeśli nie panierowane w bułce - jest nieprzystępne. Podejdźmy więc malucha sposobem i opanierujmy je w mielonych orzechach uzupełniając pierwiastki i proponując nowe smaki.
Po piąte jeśli dziecko ma urodziny - zróbmy tort razem. Nie, nie trzeba być wybitnym cukiernikiem a jedynie cierpliwym rodzicem. Kupić gotowe spody biszkoptowe i zrobić prawdziwą bitą śmietanę do przełożenia ich. Albo przełożyć je nutellą. Albo posmarować ulubioną rozpuszczoną czekoladą i posypać żelkami. Naprawdę - raz do roku nie zaszkodzi. A maluch zobaczy, że wspólne gotowanie (gotowanie w ogóle) jest ogromną frajdą.
Po szóste - wojna z fast foodami. Wypowiedzmy ją! Wejdźmy dziecku na ambicję mówiąc, że na pewno zrobimy z nim lepsze kurczaczki niż te z makdonalda, że nasz hamburger będzie smaczniejszy. Powiedzmy prawdę, że w sieciówkach dodają nam syf. Jednak nie dajmy się zwariować. Kupmy młodemu frytki albo lody i zabawkę. Resztę zjedzmy domowe.
Po siódme, i ostatnie, dziecko wcale nie musi złapać się na te sposoby. Ale warto próbować. Sadzać na blacie w kuchni i prosić i pomoc w mieszaniu. Tak, wiem, kuchnia zabałagani się milion razy bardziej ale jest szansa, że nie tylko uszczęśliwimy swoje dziecko ale i otworzymy mu oczy na nowe smaki. Niech doda jabłka do kotletów mielonych, niech posłodzi herbatę czekoladą. Niech położy na naleśniki co tylko chce. Niech próbuje, bawi się w zgadywanki co spróbowało i niech śmieje się w głos. Smacznego!
Fajne porady :) ehh co za czasy, żeby człowiek musiał wkładać tyle energii, żeby dziecko nie jadło śmieci i chemii...
OdpowiedzUsuńI sami mamy frajdę ze spędzania czasu z dziećmi, same plusy
OdpowiedzUsuń